Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 01.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

Dzięki konarom tych pięknych drzew nieprzepuszczającym słońca nawet pod tą szerokością, zwierzętom domowym nie dokuczały upały letnie. Woda bieżąca sprowadzana z fosy, utrzymywała przyjemny i zdrowy chłód.
Jak widzimy, folwark, na którym mieszkali właściciele, był doskonale urządzony i odosobniony pośród plantacyi Jamesa Burbanka. Ani szum młynów bawełnianych, ani zgrzyt pił, ani huk siekier ścinających pni drzew, ani żaden z tych odgłosów nieuniknionych przy tak wielkiem gospodarstwie, nie przedostawały się przez palisadę.
Tylko tysiące ptaków fauny florydzkiej mogły je przekraczać bezkarnie, przelatując z drzewa na drzewo.
Ale ci skrzydlaci śpiewacy, których upierzenie idzie w zawody z jaskrawemi kwiatami tej strefy mile tu byli widziani na równi z woniami, które przynosił wietrzyk płynący z łąk i lasów okolicznych.
Oto jak wyglądała w Kamdless-Bay, plantacya Jamesa Burbanka, jedna z najbogatszych we Florydzie wschodniej.