Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/132

Ta strona została przepisana.

wiosła mogły wypoczywać cały dzień. Do wieczora przebyto bez znużenia trzydziestomilową przestrzeń, jaką zajmuje jezioro Jerzego od północy ku południowi. Około szóstej, James Burbank i grono jego towarzyszy stanęli u dolnego kąta, którym Saint-John wpada do jeziora.
Zatrzymano się tam i to najwyżej na pół godziny dla powzięcia wiadomości; w tem miejscu garstka domostw stanowiła wioskę. Były one zamieszkane przez tych florydczyków nomadów, którzy specjalnie oddają się polowaniu i połowowi ryb na początku wiosny. Na propozycję Edwarda Carrola postanowiono zażądać tam wskazówek, tyczących się przejazdu Texara, i pomysł ten okazał się najlepszym w skutkach.
Zapytano jednego z mieszkańców wioseczki, czy nie widział w ciągu kilku ostatnich dni statku, który płynął po jeziorze Jerzego, w stronę jeziora Waszyngton i czy na tym statku, który wiózł zapewne siedem albo osiem osób, nie znajdowała się murzynka i dziecko, dziewczynka biała.
— Rzeczywiście — odpowiedział ów człowiek — przed czterdziestu ośmiu godzinami widziałem statek; jest to zapewne ten sam, o jakim mówicie.
— Czy zatrzymał się w tej wsi? — zapytał Gilbert.
— Nie! owszem, spieszył w górę rzeki. Widziałem wyraźnie na pokładzie kobietę z dzieckiem na ręku — dodał zapytywany.