Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/157

Ta strona została przepisana.

Inne straże nic nie zauważyły, dowodząc tem niedbałego pełnienia służby. W kilka chwil potem, Mars przybył ze swoim ciężarem i złożył go u nóg młodego swego pana.
Gromadka murzynów obstąpiła Jamesa Burbanka, Gilberta, Edwarda Carrola i rządzcę Perry. Nawpół uduszony, nieznajomy nie zdołałby przemówić, nawet bez knebla na ustach. Z powodu ciemności nie można było ani widzieć jego twarzy, ani poznać z ubioru, czy należy do milicji florydzkiej.
Mars odwiązał mu usta, poczem wypadało czekać z badaniem, aż odzyska przytomność.
Nakoniec zawołał: „Ratujcie!“
— Milcz! — rzekł James Burbank, hamując go. Nie masz się czego lękać z naszej strony!
— Czego chcecie odemnie?...
— Żebyś powiedział prawdę...
— Będzie to zależało od waszych zapytań — rzekł nieznajomy, odzyskawszy nieco pewności siebie. — Przedewszystkiem, chciałbym wiedzieć, czy trzymacie z Południem, czy z Północą?
— Z Północą.
— Jestem gotów odpowiadać!
Gilbert przystąpił do badania.
— Ilu jest ludzi w oddziale, który tam obozuje? — zapytał.
— Około dwustu.
— Dokąd idzie?
— Ku Ewergladom.