Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/167

Ta strona została przepisana.

zioro, lecz ten kanał, na jakie 100 stóp długi, przebywać trzeba z największą trudnością.
Uciec z tej strony, przejść wpław jest niepodobieństwem. Jakże się odważyć przejść przez te muliste wody, najeżone oplatającemi ciało trawami i pełne gadów?
Dalej wznosi się las cyprysowy na gruntach, napół zatopionych, kędy biegną tylko wąskie, prawie niedostrzegalne ścieżki. A oprócz tego, ileż przeszkód! Ziemia gliniasta, przylepiająca się do nóg, ogromne pnie, leżące wpoprzek, Woń stęchlizny, tamująca oddech.
Tam znajdują się również rośliny, których dotknięcie jest bardziej przykre, niż ostu, a zwłaszcza tysiące tych olbrzymich grzybów, wybuchających, jak gdyby były nabite prochem albo dynamitem. Za najlżejszem uderzeniem, następuje coś w rodzaju wystrzału. W jednej chwili atmosfera napełnia się czerwonawym pyłem. Ten pył osiada w gardle i wywołuje palące krosty. Należy przeto unikać tych roślin, tak samo, jak i groźnych płazów.
Siedzibą Texara był poprostu wigwam indyjski, zbudowany pod osłoną dużych drzew, we wschodniej części wyspy. Ponieważ chata była całkiem ukrytą pośród zieleni, nie można jej było dostrzedz nawet z najbliższego brzegu. Dwa ogary strzegły jej tak czujnie, jak przedtem blokhauzu w Czarnej Przystani. Tresowane niegdyś do polowania na człowieka, rozszarpałyby każdego, coby się zbliżył do wigwau.
I