Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/168

Ta strona została przepisana.

Tamto mała Dy i Zerma zostały przywiezione przed dwoma dniami. Przeprawa, dosyć łatwa w górę Saint-Johnu aż do jeziora Waszyngton, stała się bardzo uciążliwą przy przejściu przez las cyprysowy nawet dla silnych mężczyzn, oswojonych z niezdrowym klimatem, przywykłych do długich pochodów przez zarośla i bagniska. Łatwo sobie wyobrazić, ile tam wycierpieć musiała kobieta i dziecię! Zerma nie traciła jednak energji: była odważna i dobrej myśli. Całą drogę niosła Dy, której nóżki nie podołałyby tak długim etapom. Zerma czołgałaby się na kolanach, byleby jej oszczędzić tego trudu. Dlatego też przybyła na wyspę zmęczona i wyczerpana.
A teraz, po tem, co zaszło w chwili, kiedy Texar i Squambo porywali ją z Czarnej Przystani jakże nie miała rozpaczać? Nie wiedziała tego, że jej kartka, powierzona niewolnikowi, dostała się do rąk Jamesa Burbanka, lecz wiedziała, że biedny murzyn przypłacił życiem gotowość oddania jej przysługi. Schwytany na uczynku w chwili, kiedy miał opuścić wysepkę, żeby podążyć do Camdless-Bay, odniósł śmiertelną ranę. Metyska mówiła więc sobie, że James Burbank nie dowie się nigdy o tem, co wydobyła od nieszczęśliwego chłopca, to jest, że hiszpan wybiera się na wyspę Carneval. W tych warunkach ani przypuszczała, żeby trafiono na ich ślad.
Zerma nie miała ani iskierki nadziei. Prócz tego, wszelka możliwość ocalenia znikała w tej okolicy, o której dzikiej grozie dochodziły ją przedtem