Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/172

Ta strona została przepisana.

Wkrótce nastręczyła się po temu sposobność.
Nazajutrz, podczas gdy dzieweczka spała, Zerma poszła w stronę kanału.
W tej chwili właśnie Texar przechadzał się po wybrzeżu, wydając rozkazy niewolnikom, zajętym oczyszczaniem kanału z traw, tamujących swobodny bieg czółna.
Podczas tej roboty, dwóch murzynów uderzało w powierzchnię kanału długiemi drągami dla odstraszania ptaków, których głowy sterczały nad wodą.
Po chwili, Squambo odszedł, pan jego miał się już także oddalić, kiedy przystąpiła doń Zerma.
Texar pozwolił jej się zbliżyć i, gdy już była tuż przy nim, przystanął.
— Texarze — powiedziała stanowczym tonem — mam z tobą do pomówienia. Będzie to zapewne po raz ostatni, więc, proszę, wysłuchaj mnie.
Hiszpan, który właśnie zapalał papierosa, nie odpowiedział; poczekawszy więc kika minut, odezwała się Zerma w te słowa:
— Texarze, czy powiesz mi nakoniec, co myślisz zrobić z Dy?
Milczenie.
— Nie będę cię rozczulała własnym moim losem — rzekła znów metyska — lecz idzie o tę dziecinę, której życie jest zagrożone, i która ci się wymknie wkrótce...
Texar zrobił gest, zdradzający niedowierzanie.