Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/184

Ta strona została przepisana.

W samej rzeczy, na pytanie, zadane Texarowi, co myśli zrobić z metyską i z dzieckiem, odpowiedział on bez wahania:
— Jeśli się tego okaże potrzeba, zabiorę je na wyspy Bahama!
— Czy ta dziewczynka zniesie trudy nowej podróży?...
— Zniesie, ręczę za to. Zresztą, Zerma będzie musiała strzedz ją od znużenia.
— Jednakże, gdyby to dziecko umarło?...
— Wolę je zobaczyć trupem, aniżeli oddać ojcu! — Ach, jakże ty nienawidzisz tych Burbanków!...
— Tak samo, jak i ty!
Zerma, nie mogąc już dłużej panować nad sobą, omal nie pchnęła drzwi, ażeby stanąć twarz w twarz z tymi dwoma ludźmi, tak podobnymi do siebie nietylko z głosu, ale i ze złych skłonności, z zupełnego braku sumienia i serca. Jednakże zdołała się powstrzymać. Lepiej było wysłuchać aż do ostatniego, słowa wynurzenia Texara i jego wspólnika. Może zasną, skończywszy rozmowę. Wtedy byłaby odpowiednia chwila do ucieczki, której wypadało dokonać przed zamierzonym wyjazdem.
Widocznie hiszpan chciał się dowiedzieć wielu rzeczy od gościa. Dlatego też zadawał ciągle pytania.
— Co słychać nowego na Północy? — odezwał się po chwili.