Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/206

Ta strona została przepisana.

— Niechaj i tak będzie! Przedewszystkiem idzie o to, żebyśmy się nie potrzebowali obawiać Zermy!
— Cokolwiekbądź miałoby nastąpić, wkrótce pożegna się ona z życiem!
Na tem skończyła się rozmowa dwóch braci i Zerma usłyszała, że powracają, do wigwamu.
Jakaż to była noc dla tej nieszczęsnej kobiety! Wiedząc, że zapadł na nią wyrok, o sobie jednakże nie myślała. Mało troszczyła się o własny los, gdyż zawsze była gotowa złożyć go na ofiarę swemu państwu. Ale Dy zostałaby na łasce tych okrutnych ludzi. Przypuściwszy nawet, że mieliby interes w oszczędzeniu życia tej dziewczyny, czy nie umrze mimo to, gdy ją pozbawią opieki Zermy?
Pod wpływem tej obawy, metyska została opanowana uporczywą, niejako nieświadomą myślą ucieczki, zanim ją Texar rozłączy z dzieckiem.
Podczas tej nocy, wlekącej się bez końca, Zerma układała sobie ciągle, w jaki sposób przeprowadzić ów projekt do skutku. Wszakże usłyszała, pomiędzy innemi i to, że nazajutrz jeden z Texarów wraz ze swem otoczeniem miał zwiedzać okolice jeziora. Rozumie się, że przystąpią do tej wyprawy uzbrojeni, ażeby stawić opór oddziałowi federalnemu w razie spotkania go. Texar wziąłby więc z sobą, oprócz własnych ludzi, także i stronników, sprowadzonych przez brata. Jeden z nich pozostałby na wyspie, zarówno dla tego, ażeby nie być poznanym, jak i dla strzeżenia wigwamu. Wtedy to Zerma miała spróbować ucieczki.