Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/223

Ta strona została przepisana.

ców. Ci, otoczeni przez marynarzy kapitana Howicka, musieli złożyć broń. W tej chwili Texar ugodził w pierś Zermę, znajdującą się obok niego.
— Dziecko! Porwij dziecko — zawołał Squambo. Indjanin, schwyciwszy dziewczynkę, uciekał w stronę jeziora, kiedy Gilbert strzelił i ugodził go kulą.
Wszyscy więc byli teraz zgromadzeni. James i Gilbert Burbankowie, Edward Carrol, Perry, Mars, murzyn z Camdless-Bay, marynarze kapitana Howicka, którzy nie spuszczali z oka południowców, a pomiędzy nimi Texara, stojącego przy zwłokach Squambo.
Jednakże kilku zdołało uciec w stronę wyspy Carneval! Ale miejsza o to! Alboż dziewczynka nie znajdowała się już w objęciach ojca, który ją przyciskał do siebie, jakby z obawy, że mu ją znowu wydrą? Gilbert i Mars, pochyleni nad Zermą, usiłowali ją ocucić. Oddychała jeszcze biedna, lecz nie mogła mówić; Mars podtrzymywał jej głowę, wołał na nią, ściskał i całował.
Zerma otworzyła oczy. Zobaczyła dziecko w objęciach Burbanka, poznała Marsa, który ją okrywał pocałunkami, i uśmiechnąwszy się do niego przymknęła powieki...
Mars podniósł się, spostrzegłszy Texara, skoczył doń, powtarzając słowa, które tak często wychodziły z jego ust:
— Zabić Texara!... Zabić Texara!...
— Daj pokój Marsie, wymierzymy sprawiedli-