w pobliżu wyspy i położenie było bardzo niebezpieczne.
Wkońcu uciszyło się wszystko i tylko ogromne ściany lodowe stały nieporuszone niedaleko od wyspy, grożąc w razie huraganu zawaleniem.
Tymczasem jednak wykończono zupełnie łódź, która była podobna do barki holenderskiej, miotającej się po morzu północnem.
Zanim jednak miano się wyprawić w podróż do upragnionego lądu, Hobson postanowił wyruszyć na zwiady, czy możliwą będzie projektowana podróż w tę stronę ku której zamierzali skierować swe kroki.
Dnia 7 marca wyruszyli z portu: Hobson, Paulina Barnett, Kalumah i dwóch żołnierzy.
Zapowiedziano powrót za 48 godzin.
Dzień, w którym opuszczono twierdzę Nadzieja był mglisty, ale pogodny słońce świeciło przez ośm godzin w ciągu dnia, wogóle warunki były dobre i zdawało się, że wszystko będzie jak się należy.
Podróż odbywała się powoli, trzeba było co krok omijać szczeliny morskie, to znów ostre bryły lodowe.
Sanie nie mogłyby tędy w żaden sposób przejechać, tyle było brył i strug wody.
Kalumah była przewodniczką gromadki.
Lekka, zwinna, przeskakiwała przeszkody, szła pewną stopą po lodzie, wskazując lepszą do przejścia drogę.
Doszli wreszcie do olbrzymiej ściany lodowej, której trwałość nie była bardzo pewna i tutaj to, pomimo ostrożności i nie zbliżania się zbytniego do lodowców, jeden blok lodowy, ważący ze sto tonn co najmnej, oberwał się i padł z całą siłą niedaleko od Pauliny Barnett, która zaledwie zdołała na bok odskoczyć.
Strona:Juliusz Verne - Wyspa błądząca.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.