lód zupełnie zaniknie, postanowiono jechać natychmiast ku lądom.
Tymczasem zauważono, że wyspa poruszała się wciąż nieznacznie i prąd niósł ją ku południowi.
Hobson zmierzył długość i szerokość geograficzną i okazało się z tego, że wyspa Wiktorja porwana prądem Behringa, szła ku południowi. Nie było co do tego żadnej wątpliwości!
Nie było też i obawy, żeby podróżni znaleźli się na północnych, niemożliwych do wyżycia krańcach.
Przybliżano się wciąż ku morzu Behringa.
Nadzieja ujrzenia wkrótce lądu wpłynęła na podróżników bardzo kojąco.
Obiady jedzono z apetytem, rozmawiano i weselono się bez przerwy, wrócił humor dobry, zajaśniał na twarzach uśmiech.
Urządzono wycieczki, na których nie zauważono żadnych zmian w ustroju wyspy, widziano tylko stada wilków, które przebiegały całą przestrzeń i umykały od ludzi.
Ze wszystkich zwierząt, tylko one nie oswoiły się i nie zbliżały do budynku.
Widziano kilka razy wybawcę Kalumah.
Szlachetne to zwierzę przechadzało się melancholijnie po pustych przestrzeniach i zatrzymywało się, gdy kto z ludzi przechodził.
Czasami towarzyszył nawet do portu, wiedząc dobrze, że nie grozi mu nic od tych dzielnych ludzi.