Strona:Juliusz Verne - Wyspa błądząca.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Kobiety całowały ją ze wzruszeniem.
Co zaś do porucznika Hobsona, który uczuwał dla Pauliny Barnett dużo sympatji i miał dla niej wiele serdecznego uczucia, ten zbliżywszy się do niej i uścisnąwszy rękę, zapytał:
— Czy to możliwe, żebyśmy się już nie zobaczyli?
— Nie, panie Hobson, — odpowiedziała podróżniczka, — to nie jest możliwe!
I jeśli pan nie przyjedzie do Europy, to ja szukać pana tu będę... a jeśli nie tutaj, to w nowej faktorji, którą pan pewnie wkrótce założysz...
Gdy to mówiła, Tomasz Black, wybawca swych współtowarzyszy, odezwał się do nich wesoło:
— Tak, zobaczymy się... za dwadzieścia sześć lat...
Moi przyjaciele, nie udało mi się widzieć zaćmienia z 1860 roku, ale nie ominę sposobności widzenia tego w 1886 roku!
A więc za 26 lat, złożę pani i panu, mój dzielny poruczniku, wizytę na krańcach morza północnego.
I rozstali się ze łzą w oku, ale z umysłem wzbogaconym wiedzą i z nadzieją w sercu, że rozstanie to nie było ostatnie.

KONIEC.