tańczyć tutaj na lądzie amerykańskim, o kilka stopni od bieguna?
— To nie mógł być Indjanin, — odezwał się porucznik.
— I nie Eskimos, — dodał Żolif.
— Nie, to był Francuz, — rzekł sierżant Long spokojnie.
Wszyscy przytwierdzili, że rzeczywiście, tylko Francuz mógł tutaj tańczyć — nikt inny!
Odkrycie to nie ucieszyło bynajmniej Hobsona. Obawiał się, że ktoś jest w sąsiedztwie, że będzie miał konkurenta i postanowił iść szybciej niż dotąd, do miejsca, które obrał sobie na założenie przystani i magazynów.
Szli więc bardzo szybko, przechodząc dziesiątki mil przez dni parę.
Okolica była prześliczna, cała w zieleni drzew. Mnóstwo zwierząt i ptactwa widzieli podróżni, ciesząc się, że ich kampanja uda się w zupełności.
Przed oczami ich rozciągało się bezgraniczne morze, i już piątego lipca o trzeciej godzinie po południu podróżni stanęli na szczycie przylądka Bathurst, tutaj to porucznik Hobson postanowił się zatrzymać.
Miejsce to było jakby stworzone na rozłożenie obozu.
Otaczały je sosny, jodły, modrzewie, zdatne na budowlę i na opał. Wody tam płynące były słodkie, a więc zdatne do picia. Jedna z rzeczek, przepływających, otrzy-