Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/068

Ta strona została przepisana.

Oczekiwano inżyniera niecierpliwie. Szymon Ford stał we drzwiach otwartych i skoro tylko ujrzał zdaleka blask lampy Henryka, rzucił się skwapliwie na spotkanie swego dawnego „viewer‘a“.
— Witamy pana, panie inżynierze! — zawołał radośnie a sklepienie łupkowe odbiło dźwięki jego głosu. Witamy pana na naszym folwarku! Dom rodziny Fordów otwiera się gościnnie przed panem, chociaż się znajduje na tysiąc pięćset stóp pod ziemią.
— Jak się macie, kochany Szymonie! — zapytał James Starr, ściskając serdecznie dłoń gospodarza.
— Dziękuję panu, wcale nieźle. jesteśmy tutaj zabezpieczeni od wszelkich zmian atmosferycznych. A wasze panie, które jeżdżą do Newhaven i Porto Bello[1] podczas lata, lepiejby wyszły, gdyby spędzały kilka miesięcy w kopalni Aberfoyle! Nie dostałyby niezawodnie kataru tak, jak to często bywa na wilgotnych ulicach starej stolicy.

— Nie przeczę temu, Szymonie — odparł James z uśmiechem, zadowolony z tego, że znalazł swego nadsztygara takim, jakim był dawniej.

  1. Stacje kąpielowe w okolicach Edymburga.