Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/076

Ta strona została przepisana.

— No to może mi każecie od razu przybrać i ubiór górnika? mój drogi Szymonie.
— Jeszcze nie teraz, panie James! jeszcze nie teraz! — odparł stary nadsztygar, którego oczy dziwnie zabłysły.
Henryk wyszedł niebawem, wynosząc trzy lampy bezpieczeństwa.
Jedną z nich podał inżynierowi, drugą ojcu, a trzecią zawiesił sobie na lewej ręce, podczas gdy prawą ściskał długi i gruby kij.
— W drogę! — rzekł Szymon Ford, który się uzbroił w silny oskard, stojący przy samych drzwiach ich domu.
— W drogę! — powtórzył inżynier. — Do widzenia Magdaleno!
— Idźcie z Bogiem! — odrzekła szkotka.
— A zgotuj nam dobrą kolację, żono — zawołał Szymon Ford. — Będziemy głodni za powrotem i nieomieszkamy jej uczcić odpowiednio.