jaką skłonność do wiary w nadprzyrodzone siły, była to bowiem prawdziwa szkotka-góralka. Ale musiała się zadowolnić opowiadaniem cudownych legend sobie samej, czego też nie zaniedbywała czynić z obawy, aby nie stracić starych tradycji.
Szymon i Henryk Ford nie opuściliby zresztą swojej kopalni, chociażby nawet wierzyli tak, jak ich towarzysze we wróżki i duchy. Nadzieja odkrycia jakiejś nowej żyły dodawała im siły do stawienia czoła fantastycznym zastępom. Mieli oni jedną tylko wiarę, jeden zabobon: nie mogli przypuścić, żeby pokłady węglowe Aberfoyle zostały w zupełności wyczerpane. Można śmiało twierdzić, że Szymon Ford i syn jego mieli pod tym względem wiarę prostaków, tę wiarę w Boga, której nikt zachwiać nie jest w stanie.
Dla tego też od lat dziesięciu, nie opuszczając jednego dnia, tak ojciec jak i syn brali do ręki oskard, kij i lampę.
Szli tak we dwóch, szukając, macając po skale, uderzając w nią i nasłuchując, czy nie odezwie się echem pożądanem.
Dopóki poszukiwania dochodziły do granitowych pokładów pierwotnych, Szymon i Henryk
Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/081
Ta strona została przepisana.