Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/083

Ta strona została przepisana.

spieszył kroku, żeby pochwycić przyczynę tych tajemniczych odgłosów.
Tunel był pusty.
Lampka młodego górnika, podnoszona w górę ku ścianom, nie wykryła najmniejszego śladu uderzeń oskardem. Henryk zapytywał siebie, czy nie był igraszką iluzji akustycznej, jakiegoś dziwnego i fantastycznego echa.
Innym razem znowu, kierując nagle światło w zagłębienie podejrzane, ujrzał wyraźnie prześlizgujący się cień jakiś. Przyspieszał kroku.... Nic nie zauważył i ani śladu przejścia jakiejś ziemskiej istoty.
W ostatnim miesiącu po dwakroć słyszał, zwiedzając zachodnią stronę kopalni, dalekie odgłosy wystrzałów, jakby który z górników urządzał wybuch naboju dynamitowego.
Za drugim razem, po nadzwyczaj ścisłych poszukiwaniach, udało mu się znaleźć jeden z filarów nadwyrężony nabojem.
Przy świetle lampki Henryk uważnie obejrzał ścianę dotkniętą przez nabój. Nie była ona zlepiona z kamieni, ale ze skały łupkowej, która dochodziła aż do tej głębokości w pokłady węglowe. Czy wybuch miał na celu odkrycie nowej żyły? Czy też usiłowano jedynie zburzyć część kopalni? Henryk sam siebie o to zapyty-