— Panie James — odrzekł stary prostodusznie, nie chciałem prócz pana kogokolwiek uprzedzić.
— I dobrzeście zrobili Szymonie! Ale powiedzcież mi jakim sposobem, przez jakie sondy, doszliście tego.
— Posłuchaj mnie pan, panie James — odrzekł Szymon Ford. Nie odnalazłem pokładu...
— Cóż więc?
— Jedynie dowód namacalny, że ten pokład istnieje.
— Jakiż to dowód?
— Czy pan może przypuścić, żeby się gaz wydobywał ze wnętrza ziemi, jeżeli niema węgla, któryby go wytwarzał?
— Nie — zawołał inżynier. Bez węgla nie może być gazu! Nie ma skutków bez przyczyny.
— Tak jak niema dymu bez ognia!
— A zatem przekonaliście się o obecności węglowodoru?
Stary górnik taki jak ja, panie James, nie może się mylić. Poznałem naszego dawnego wroga, materyał wybuchowy!
— Gdyby to jednak był inny gaz — rzekł James Starr. — Węglowodór jest prawie bezwonny a zupełnie bezbarwny! Zdradza też swoją obecność jedynie przez wybuch!...
Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/090
Ta strona została przepisana.