Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/097

Ta strona została przepisana.

nierowi wszystko, co uczynił dla dopięcia swego celu, jak się przekonał, że gaz wybuchający wydobywa się w głębi ostatniej galerji, w stronie zachodniej; w jaki sposób spowodował małe, częściowe wybuchy, dotykając pochodnią warstw łupkowych, a te wybuchy przekonały go, że gaz uchodził w drobnych ilościach wprawdzie, ale nieustannie.

W godzinę po opuszczeniu domostwa, James Starr i jego dwaj towarzysze przebyli przestrzeń czteromilową. Inżynier upojony nadzieją i żądzą dowiedzenia się, przebył tę drogę, nie myśląc wcale o jej długości. Zastanawiał się nad tem, co mu mówił stary górnik. Ważył w myśli wszystkie okoliczności, stwierdzające przypuszczenia nadsztygara. Wierzył wraz z nim, że to uchodzenie bezustanne węglowodoru oznaczało z pewnością istnienie nowego pokładu węglowego. Gdyby to była jedynie pewna wklęsłość napełniona gazem, jaka się czasami znajduje pomiędzy warstwami, byłaby się wkrótce wyczerpała i zjawisko przestałoby się powtarzać. Podług twierdzenia Szymona Ford, gaz się wydobywał bezustannie i z tego możnaby wnosić o istnieniu jakiej znacznej żyły węgla. Co za tem idzie, bogactwa sztolni Dochart mogły nie być zupełnie wyczerpane.