Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/125

Ta strona została przepisana.

goniki przebiegały już po szynach nowej AberfoyIe.
— Ojcze — odparł Henryk — zdaje mi się, że to szmer wód, toczących się w swem łożysku.
— Nie jesteśmy przecież pod morzem — zawołał stary nadsztygar.
— Nie — odrzekł inżynier — ale to możliwe, że znajdujemy się pod łożyskiem jeziora Katrine.
— W takim razie sklepienie musiało by być bardzo cienkie w tem miejscu, jeżeli szmer wód, tak wyraźnie słychać się daje.
— W istocie nadzwyczaj cienkie — rzekł James Starr i z tego to powodu właśnie ta pieczara jest tak obszerna.
— Masz pan słuszność, panie Starr — rzekł Henryk.
— Zresztą, taka tam niepogoda na dworze — mówił dalej James, że wody jeziora muszą się podnosić, jak w zatoce Forth.
— Mniejsza o to — odparł Szymon — pokład węglowy nie będzie gorszy, chociaż się rozciąga pod samem łożyskiem oceanu. A gdyby nam przyszło eksploatować głębie całego Kanału Północnego, cóż by w tem było złego?
— Dobrze, dobrze Szymonie — zawołał inżynier, nie mogąc się wstrzymać od śmiechu, na widok zapału nadsztygara. Posuńmy nasze poszukiwania pod wszystkie morza, podziurawiwszy jak