Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/167

Ta strona została przepisana.

Na samym wstępie, odwiedzający bez trudu i bez niebezpieczeństwa przenoszeni zostawali do samego dna kopalni, na tysiąc pięćset stóp pod powierzchnią hrabstwa.
Wistocie, o siedem mil na południo-zachód od miasta Callander zbudowano tunel, spuszczający się w głębinę, a wejście jego ozdobiono wieżyczkami i architektonicznemi ozdobami. Tunel ten zwolna zniżał się w ziemię tak, że zejście nie było gwałtowne, a szerokim był dosyć i kończył się u wejścia tej obszernej galerji, wykutej przez naturę pod gruntem szkockim.
Podwójna kolej żelazna, której wagony hydraulicznie były poruszane, obsługiwała co godzina wioskę, która się już utworzyła w tych głębiach podziemnych, pod nazwą trochę pretensjonalną może „Coal-city”, czyli miasta węglowego.
Przybywający do Coal-city, znajdował się w miejscowości, gdzie elektyczność główną odgrywała rolę, jako dostarczycielka ciepła i światła.
Wistocie, szyby przewietrzające, chociaż bardzo liczne, nie mogłyby dostarczyć światła dziennego dla rozjaśnienia głębokich ciemności nowej Aberfoyle.