Pozostawało jeszcze około osiemdziesiąt stóp do przebycia.
Ptak rzucił się wtedy na Henryka ze zdwojoną siłą. Henryk zdołał go zranić w skrzydło; ptak wrzasnął straszliwie i znikł w głębi szybu.
Ale Henryk, wywijając obosiecznym nożem, żeby ranić ptaka, nadciął niebacznie jedną stronę liny.
Rozpacz go ogarnęła i krzyknął przeraźliwie.
Silniejsze trzeszczenie sznura oznajmiło, że pękał coraz bardziej pod ciężarem dwóch ciał zawieszonych.
Henryk puścił swój nóż i siłą nadludzką zdołał uchwycić linę po nad miejscem przeciętem w chwili, gdy pękła ostatecznie. Ale chociaż dłoń miał silną jak stal, uczuł, że sznur mu się wyślizguje z palców.
Mógłby był pochwycić go drugą rękę, puszczając dziecko, które trzymał.... ale o tem nie pomyślał nawet.
Jakób Ryan i jego towarzysze, przerażeni wołaniem Henryka, ciągnęli z całych sił.
Henryk myślał, że już nie zdoła utrzymać liny do otworu szybu. Krew mu nadbiegła do twarzy; przymknął oczy, myśląc, że niebawem runie w przepaść....
Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/194
Ta strona została przepisana.