Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/210

Ta strona została przepisana.

ryku, trzeba tam żyć, ażeby zrozumieć, co ja czuję, a czego wyrazić nie mogę!
— I nie bałaś się, Nello, gdyś tam sama była?
— Henryku — odrzekło dziewczę ze drżeniem — właśnie gdy sama byłam, to się nigdy nie bałam.
Głos Nelli lekko zadrżał, gdy te słowa wymawiała, pomimo to Henryk chciał ją jeszcze badać i rzekł:
— Ale można było zabłądzić w tych galerjach, Nello. Czyż się tego nie bałaś?
— Nie, Henryku, znałam oddawna wszystkie zakątki nowej kopalni!
— Czyś nigdy z niej nie wychodziła?
— Tak.... czasami — odrzekło dziewczę, ociągając się trochę, czasami przychodziłam do dawnej kopalni Aberfoyle.
— Musiałaś więc znać stary folwark?
— Folwark.... tak.... ale tylko zdaleka tych, co go zamieszkiwali!
— To był mój ojciec i moja matka — odrzekł Henryk — to ja byłem! Nigdyśmy nie chcieli opuścić naszego domostwa!
— Możeby to lepiej dla was było! — szepnęło dziewczę.
— Dlaczegóż, Nello? Czyż to nie nasz upór zdołał odkryć nowy pokład? A to odkrycie,