Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/216

Ta strona została przepisana.

— Nie, Jakóbie — odrzekł spokojnie Henryk.
— Bo przecież, jeżeli się z Nellą nie ożenisz, nie możesz mieć pretensji, żeby została starą panną?
— Nie mam żadnej pretensji — odpowiedział Henryk.
Nowe poruszenie wahadła dało znak dwom przyjacielom do rozłączenia się, jeden miał schodzić, drugi wchodzić do góry. Jednakże nie rozeszli się jeszcze.
— Henryku — rzekł Jakób — czy myslisz, że mówiłem serjo o poślubieniu Nelly?
— Nie, Jakóbie — odpowiedział Henryk.
— No to teraz będę mówił poważnie.
— Ty? cóż znowu, nigdy tego nie potrafisz!
— Ale może potrafię dać dobrą radę przyjacielowi.
— Proszę cię o nią, Jakóbie.
— A więc, ty kochasz Nellę, z całej duszy tak, jak na to zasługuje. Twój stary ojciec, twoja matka, kochają ją jak własne dziecko. Cóż łatwiejszego, jak im ją dać naprawdę za córkę! Dla czegóż się z nią nie żenisz?
— Mój Jakóbie — odrzekł Henryk — czyś ty pewien uczuć Nelly, że tak o niej mówisz?
— Nikt o nich nie wątpi, nawet i ty jesteś ich pewien Henryku, dla tego nie jesteś zazdros-