Nagle szalony huk dał się słyszeć i odgłos spadającej wody, jakby ogromny wodospad wpadał do kopalni.
Szymon i Magdalena powstali na równe nogi.
W tej samej chwili wody jeziora Malkolm podniosły się w górę prostopadle, jak ściana ostrosłupu, który zalał całe wybrzeże i rozbił się o mury domu Fordów.
Szymon Ford, uchwycił za rękę Magdalenę i pociągał ją szybko na pierwsze piętro mieszkania.
Równocześnie krzyki rozległy się ze wszystkich stron Coal-city, zagrożonego nagłą powodzią.
Mieszkańcy szukali schronienia aż na wysokości skał łupkowych, które tworzyły wybrzeże jeziora.
Trwoga była straszna. Niektóre rodziny górników, na pół mdlejąc ze strachu, rzuciły się do tunelu, chcąc się dostać do górnych pięter. Obawiano się, czy woda nie wdarła się do kopalni, której galerje sięgały aż pod kanał Północny. Cała kopalnia, Bóg wie jak obszerna nawet, zostałaby zupełnie zatopioną. Ani jeden z mieszkańców nowej Aberfoyle nie byłby uszedł śmierci.
Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/261
Ta strona została przepisana.