Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/266

Ta strona została przepisana.

Zawalenie się tej części sklepienia było spowodowane przez człowieka.
— Niema teraz wątpliwości, — rzekł James Starr. I kto wie, coby się było stało, gdyby zamiast wodom małego jeziora, otworzono przejście wodom morskim.
— Tak! — zawołał stary nadsztygar z pewną dumą — potrzeba by morza do zatopienia naszej Aberfoyle! Ale raz jeszcze zapytuję, jaki interes ma ta istota, ktokolwiek ona jest, w zniszczeniu naszej kopalni?
— To niezrozumiałe — odpowiedział James Starr. — Nie chodzi tu o zwyczajną bandę złoczyńców, którzy z ukrycia swego robili wycieczki w okolice w celu kradzieży i rabunku. Takie przestępstwa byłyby od lat trzech zdradziły złoczyńców. Nie chodzi tu również, jakem przypuszczał dawniej, o przemytników lub fałszerzy monet, którzyby się ukrywali w tych pieczarach podziemnych, a pragnęli nas ztąd wykurzyć. Nie przemyca się towarów ani fałszuje pieniędzy dla siebie! A jednak jasnem jest, że nieubłagany nieprzyjaciel poprzysiągł zgubę nowej Aberfoyle i że ma jakiś interes w zaspokojeniu swej nienawiści. Za słaby jest, by postępował otwarcie, działa więc w ukryciu, ale przebiegłość, jaką okazuje w przestępstwach, czyni z niego istotę dla nas straszną. Czy wiecie przyjaciele, że on lepiéj