Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/267

Ta strona została przepisana.

od nas zna wszystkie tajemnice nowej siedziby, że zna lepiej jej kąty i zakątki, skoro tak długo uchodzić może przed naszemi poszukiwaniami! To zręczny złoczyńca, wypróbowany w swem rzemiośle! Ach, ach, czyście nie mieli kiedy jakiegoś osobistego nieprzyjaciela? Nie podejrzewacie nikogo? Poszukajcie dobrze w pamięci. Są czasami nienawiści, które i czas nie jest w stanie przytłumić. Przypomnijcie sobie całe wasze życie. Wszystko, co się tu dzieje, jest dziełem poważnem, które wymaga jak najskrupulatniejszego zbadania.
Szymon Ford przez chwilę nic nie odpowiadał, widocznem było, że rozpatrywał w myśli całe swoje życie.
Nareszcie rzekł, — nie! Świadczę się Bogiem, ani Magdalena, ani ja, nie uczyniliśmy nic złego nikomu. Nie zdaje mi się, byśmy mogli mieć osobistego nieprzyjaciela!
— Ach! — zawołał inżynier, — gdyby Nella chciała nareszcie przemówić?
— Panie Starr i ty, mój ojcze, — rzekł Henryk, — błagam was, zachowajmy jeszcze dla nas samych tajemnicę poszukiwań! Nie pytajcie o nic mojej biednej Nelly. Widzę ją już zamyśloną i przygnębioną. Nie ulega wątpliwości, że serce jej ukrywa z wysiłkiem jakąś tajemnicę, która ją gnębi; jeżeli milczy, to dla tego, że albo nic