Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/279

Ta strona została przepisana.

swoją nic dotąd nie mówić. Tak samo teraz obowiązkiem jej jest powiedzieć wszystko. Matka moja dobrze zrobiła, odprowadzając ją do jej pokoju. Potrzebne jej było skupienie ducha, a teraz pójdę po nią.
— To zbyteczne, Henryku, — odezwał się u wejścia głos młodej dziewczyny.
Nella weszła do sali blada i wzruszona.
Z oczów jej widać było, że płakała, ale znać było stanowczość w całej jej osobie.
— Nello! — zawołał Henryk, biegnąc ku niej.
— Henryku, — odrzekło dziewczę, wstrzymując gestem narzeczonego, — ojciec twój, matka i ty sam dowiecie się dzisiaj wszystkiego. I pan, panie Starr, powinieneś się dowiedzieć szczegółów dotyczących dziecka nieznanego, któreście przyjęli, gdy je Henryk na swoje nieszczęście wydobył z otchłani.
— Nello! — zawołał Henryk.
— Daj jej mówić, Henryku, — rzekł inżynier.
— Jestem prawnuczką starego Silfaxa — mówiła dalej Nella. — Nie znałam nigdy matki i poznałam ją dopiero tutaj — dodała zwracając się do Magdaleny.
— Niechaj ten dzień będzie błogosławionym, córko moja! — odrzekła stara szkotka.