Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/285

Ta strona została przepisana.

tników dobrych i szczęśliwych, jak kochali i czcili pana Starr, którego sądziłam, że są tylko niewolnikami. Następnie, gdy poraz pierwszy ujrzałam całą ludność Aberfoyle, klęczącą w kaplicy, modlącą się i dziękującą Bogu za Jego dobrodziejstwa, powiedzałam sobie: „Mój dziadek mnie oszukał”. Ale dzisiaj, gdy widzę jasno to, czegoście mnie nauczyli, sądzę, że sam siebie oszukiwał! Powrócę więc do niego drogami, które znam dokładnie. Musi na mnie czychać! Zawołam go... usłyszy, i kto wie, czy powróciwszy do niego, nie sprowadzę go na drogę prawdy?
Nie przerywano Nelli, wiedziano bowiem, że sprawi jej to ulgę, gdy wyspowiada się ze wszystkiego, co miała na sercu.
Gdy umilkła wyczerpana, z oczyma łez pełnemi, Henryk zwrócił się do Magdaleny i zapytał.
— Matko moja, cobyś powiedziała o człowieku, któryby opuścił szlachetne dziewczę, którego spowiedzi dopiero wysłuchaliśmy?
— Powiedziałabym, że ten człowiek jest podłym — odrzekła Magdalena, a gdyby tym człowiekiem był mój syn, wyrzekłabym się go i przeklęła.
— Słyszałaś Nello wyrok matki mojej —