Ponieważ nie mogłem dłużej milczeć, rozbierałem przeto pytanie pod wszystkiemi jego politycznemi i naukowemi względami, i podaję tu zakończenie artykułu bardzo treściwego, jaki ogłosiłem w numerze z 30-go kwietnia.
„Tak więc, mówiłem — zbadawszy jeden po drugim wszystkie wnioski i odrzuciwszy wszelkie domniemania — wypada koniecznie przypuścić istnienie jakiegoś zwierzęcia morskiego, z siłą nadzwyczajną.
Wielkie głębie Oceanu są nam całkowicie nieznane. Sonda nie zdołała ich zgruntować. Co się dzieje w tych przepaściach bezdennych? Jakie istoty mieszkają i mogą mieszkać o dwanaście czy piętnaście mil (angielskich) w głąb pod powierzchnią wód! Jaki jest organizm tych zwierząt? — zaledwie domyślać się tego można.
Jednakże zadanie przedstawione mi do rozwiązania, może być rozłożone na dylemat następujący:
Albo znamy całą rozmaitość istot zamieszkujących naszą planetę, albo ich nie znamy.
Jeśli ich nie znamy, jeśli natura ma jeszcze dla nas tajemnice w ichtyologii, nic łatwiejszego jak przypuścić istnienie ryb lub wielorybów, gatunków, albo nawet rodzajów nowych, z organizacyą prawdziwie głębinową, zamieszkujących warstwy niedostępne ołowiance, sprowadzanych na wyższy poziom Oceanu w pewnych długich przerwach, czy to przypadkiem jakimś, czy przez fantazyę jakąś tych zwierząt.
Przeciwnie jeśli znamy wszystkie gatunki żyjące, wypada koniecznie szukać zwierzęcia tego pomiędzy istotami morskiemi już opisanemi, a w takim razie gotów jestem przypuścić istnienie Narwala olbrzymiego.
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/023
Ta strona została przepisana.