Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/032

Ta strona została przepisana.

— Ty wiesz, mój przyjacielu, tu chodzi o potwora… o sławnego narwala.... Pojedziemy, aby oczyścić z niego morza!… Autor dzieła in quarto w 2-ch tomach: „O tajemnicach wielkich głębin podmorskich“, nie mnie odmówić przyjęcia udziału w tej wyprawie zaszczytnej… lecz niebezpiecznej zarazem! Niewiadomo dokąd jedziemy! Te bestye mogą być bardzo kapryśne! Lecz pomimo to pojedziemy, tem bardziej z tak dzielnym jak Farragut dowódzcą.
— Co zrobią, to i ja uczynię — odpowiedział Conseil.
— Ale pomyśl dobrze, bo nie chcę nic ukrywać przed tobą. Jestto jedna z tych podróży, z których się nie zawsze powraca.
— Jak im się podoba.
W kwadrans potem nasze pakunki były gotowe. Conseil tęgo się uwinął, i pewny byłem że nic nie brakowało — bo on koszule i suknie klassyfikował równie dobrze jak ptaki i zwierzęta ssące.
Na windzie hotelowej zjechaliśmy do wielkiego przysionka w antresolach, zkąd kilka już tylko schodków na dół prowadziło. Zapłaciłem mój rachunek w kantorze zawsze napełnionym interesentami. Dałem zlecenie, aby wysłano do Paryża moje paki ze zwierzętami wypchanemi i zasuszonemi roślinami; zapewniłem sobie otwarty kredyt dość znaczny dla babiroussy, i wraz z Conseil’em wskoczyłem do powozu.
Za dwadzieścia franków powieziono nas z Broadway na Katrin-street, i ztamtąd koleją żelazną przejechaliśmy do Brooklyn, wielkiego przedmieścia Nowego-Yorku, rozłożonego na brzegu rzeki Wschodniej — a w kilka minut potem byliśmy w przystani, gdzie