Zobaczmyż jakie było zdanie Ned-Land‘a o potworze morskim. Nie bardzo on wierzył w jednorożca, i sam jeden ogólnej pod tym względem na statku nie podzielał opinii; unikał nawet starannie rozmowy w tym przedmiocie, w którym jednakże pragnąłem go kiedyś wybadać.
Pewnego ślicznego wieczora, 30-go lipca, to jest w trzy tygodnie po naszym wyjeździe, fregata znajdowała się na wysokości przylądka Białego, o trzydzieści mil od wybrzeży patagońskich. Minęliśmy już zwrotnik Koziorożca, i byliśmy o siedmset tylko mil na południe odlegli od cieśniny Magellańskiej. Za tydzień Abraham-Lincoln pruć będzie fale oceanu Spokojnego. Ja i Ned-Land siedzieliśmy na tyle okrętu rozmawiając o tem i owem, spoglądając na to tajemnicze morze, którego głębin aż dotąd oko ludzkie zbadać nie zdołało. Naturalnie naprowadziłem rozmowę na olbrzymiego jednorożca, zastanawiając się nad wszystkiemi widokami powodzenia naszej wyprawy; widząc że Ned pozwala mi mówić, a sam uporczywe zachowuje milczenie, chciałem go zmusić do odpowiedzi.
— Jak to być może Ned, zapytałem go, abyś nie był przekonany o istnieniu potwora, którego ścigamy? Czy masz jakie własne powody do niewierzenia.
Wielorybnik patrzył na mnie przez chwilę zanim odpowiedział; uderzył się ręka w szerokie swe czoło, co zresztą, czynił dość często, przymrużył oczy, jakby dla zebrania myśli — i nareszcie rzekł:
— Być, może, panie Aronnax.
— Jednakże mój drogi, jako wielorybnik z rzemiosła, oswojony z wielkiemi zwierzętami ssącemi żyjącemi w morzu — ty, którego wyobraźnia z łatwością
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/039
Ta strona została przepisana.