Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/049

Ta strona została przepisana.

ny niepokój. Serca wszystkich biły ogromnie, gotując sobie nieunikniony anewryzm. Cała załoga uległa nerwowej gorączce, której opisać nie zdołam. Nikt nie jadł, nikt o spaniu nie chciał myśleć. Lada pomyłka, przywidzenie, optyczne złudzenie majtka straż na maszcie pełniącego, wprawiały osadę w ruch, w szaleństwo, w jakiś stan drżenia; powtarzało się to ze dwadzieścia razy na dzień, i zbyt gwałtownie oddziaływało na wszystkich, aby nie miała nastąpić wkrótce reakcya.
I rzeczywiście reakcya nastąpiła. Przez trzy miemiące — trzy miesiące których dzień każdy był wiekiem — Abraham Lincoln przebiegł wszystkie północne wody Oceanu Spokojnego, goniąc za wszystkiemi wskazanemi mu wielorybami, zbaczając często z drogi, przeskakując od jednego wybrzeża do drugiego, natężając parę nieraz z narażeniem maszyny — i tak przeplądrował wszystkie punkta na całej przestrzeni pomiędzy wybrzeżami Japonii i Ameryki. I nic, nic! wszędzie tylko nieskończoność fal opustoszałych! ani śladu czegoś, coby mogło być podobnem do narwala olbrzymiego, do wysepki podwodnej, do szczątków rozbitego okrętu, do skały uciekającej, lub do czegoś kolwiekbądź nadprzyrodzonego!
Reakcya musiała nastąpić. Najprzód odwaga opuściła wszystkich, ustępując miejsca zwątpieniu. Na pokładzie okrętu zrodziło się nowe uczucie, złożone w trzech dziesiątych ze wstydu, a w siedmiu dziesiątych ze wściekłości. Wszystkich gniewało to, że pozwolili się złapać na jakąś mrzonkę. Cały arsenał argumentów przez rok zbieranych, posypał się jak grad i każdy myślał