Dwa dni upłynęły. Fregata krążyła siłą niewielkiej pary. Tysiącznych używano sposobów dla obudzenia uwagi zwierzęcia, lub wydobycia go ze stanu apatyi, jeśli się znajdowało w tych okolicach. Między innemi zakładano ogromne kawały słoniny na przynętę, chociaż to tylko rekinom na pożytek poszło. We wszystkich kierunkach naokoło fregaty, wysyłano łodzie dla poszukiwań jak najdrobiazgowszych, lecz i wieczór 4-go listopada nadszedł, a tajemnica podmorska nie wyjaśniła się.
Nazajutrz 5-go listopada w południe, kończył się termin zwłoki żądanej. Po oznaczeniu pozycyi, kapitan Farragut wierny swemu przyrzeczeniu, miał zwrócić drogę na południo-wschód, i opuścić stanowczo północne okolice oceanu Spokojnego.
Fregata znajdowała się naówczas pod 31° 15’ szerokości północnej, i 136° 42’ długości wschodniej. Od wybrzeży Japońskich byliśmy o dwieście mil oddaleni. Noc się zbliżała, gęste chmury zakrywała tarczę księżyca, wchodzącego w pierwszą swą kwadrę. Morze lekko bałwaniło się, rozbijając swe fale o przednią belkę fregaty.
W tej chwili stałem oparty o parapet z prawego boku okrętu, Conseil spokojny i zimny patrzał obojętnie przed siebie. Cała prawie załoga zawieszona na drabinkach sznurowych i linach, badała uważnie zaciemniający się coraz bardziej widnokrąg. Oficerowie uzbroiwszy wzrok lunetami, chcieli dojrzeć coś wśród zmroku. Niekiedy ponury ocean rozjaśniał się promykiem światła księżycowego, przedzierającego się z poza chmur, poczem ślad światła rychło ginął w ciemnościach.
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/051
Ta strona została przepisana.