Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/053

Ta strona została przepisana.

Conseil nie mógł dokończy, swego komplementu: ogólną ciszę przerwał w tej chwili głos gromki. Był głos Ned-Land‘a, który krzyczał.
— Oho! potwór, tam, pod wiatr… przerzyna nam drogę w poprzek!



VI.

Całą siłą pary.


Na ten okrzyk cała załoga rzuciła się w stronę oszczepnika: dowódzca, oficerowie, sternicy, majtkowie, chłopcy okrętowi, nawet maszyniści i palacze, opuszczając swe obowiązki; wydano rozkaz zatrzymania statku, i fregata posuwała się już tylko siłą rozpędu.
Ciemność głęboka otaczała wszystko, a jakkolwiek Kanadyjczyk dobre miał oczy, pytałem sam siebie jak i co on mógł widzieć. Serce mi biło jak młotem.
Lecz Ned-Land nie omylił się, i wkrótce wszyscyśmy zobaczyli przedmiot, który on ręką wskazywał.
W odległości 240 sążni od fregaty, z prawego boku morze zdawało się jakby oświetlone po wierzchu. Nie było to proste zjawisko fosforescencyi. Potwór zanurzony na kilka sążni od powierzchni wód, rzucał ten silny a niepojęty blask, o którym jednak wspominały raporta wielu dowódzców okrętowych. Wspaniałe te promienie musiał wytwarzać czynnik wielkiej siły oświetlającej. Część świetlna opisywała na morzu ogromny owal mocno wydłużony, w którego środku