Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/087

Ta strona została przepisana.

w celi naszej znajdował — gdy nagle orzeźwił mnie prąd powietrza czystego i przesiąkłego słonemi wyziewami. Był to powiew morski orzeźwiający i nasycony jodem. Otworzyłem szeroko usta, wciągając do płuc świeże powietrze. W tejże samej chwili uczułem kołysanie, nie gwałtowne wprawdzie, ale bardzo wyraźne. Statek, potwór żelazny, wypływał widocznie na powierzchnię oceanu, aby tam odetchnąć jak wieloryb. Poznałem więc sposób odświeżania powietrza na okręcie.
Gdym się już pełną piersią nałykał świeżego powietrza, szukałem komunikacyi z powietrzem zewnętrznem, czyli aerifera, jak go nazywają, który nam je dostarczał, i znalazłem go bez trudności. Po nad drzwiami była dziura do przewiewu, przepuszczająca kolumnę czystego powietrza, i odświeżająca tym sposobem zepsutą celki atmosferę.
Gdym się temi spostrzeżeniami zajmował Conseil i Ned zbudzili się razem prawie, pod wpływem wietrzyka orzeźwiającego. Przetarli oczy, przeciągnęli ramiona i zerwali się na równe nogi.
— Czy pan dobrze spał? — zapytał Conseil, ze zwykłą swą codzienną grzecznością.
— Bardzo dobrze, mój kochany — odpowiedziałem. — A ty, panie Ned-Land?
— Smacznie i głęboko, panie profesorze; ale czy nie jestem w błędzie, bo zdaje mi się jakbym oddychał morskiem powietrzem.
Marynarz nie mógł się omylić w tym względzie opowiedziałem Kanadyjczykowi co zaszło podczas snu jego.
— Wybornie — rzekl — to nam właśnie objaśnia te ryki jakie słyszeliśmy, gdy mniemany narwal znajdo-