wody ciepłej lub zimnej, spływała za odkręceniem kurków. Za kuchnią znajdowała się izba dla załogi, długa na pięć metrów; lecz że drzwi były zamknięte, niemogłem widzieć jej urządzenia, z któregobym mógł wnieść o liczbie osób potrzebnych do obsłużenia Nautilusa. W głębi wznosiła się czwarta przegroda nieprzepuszczalna, oddzielająca tę izbę od komory z machinami. Otworzyły się drzwi i weszliśmy do tego przedziału, w którym kapitan Nemo — widocznie wyborny inżynier — ustawił swoje przyrządy ruchu. Izba ta jasno oświetlona, miała najmniej dwadzieścia metrów długości. Jak to łatwo zrozumieć, dzieliła się ona na dwie części; w pierwszej były żywioły wytwarzające elektryczność, w drugiej mechanizm nadający ruch śrubie.
Odrazu uderzyła mnie szczególnego rodzaju woń zapełniająca ten przedział. Kapitan Nemu spostrzegł to moje wrażenie.
— To gaz wydobywający się z sodu; ale to mała niedogodność. Zresztą co rano czyścimy z tej woni okręt, otwierając go dostępowi świeżego powietrza.
Ciekawie przyglądałem się maszynie Nautilusa.
— Widzisz pan — rzekł kapitan, — używam stosu Bunzena a nie cewki Ruhmkorffa, bo ona zasłaba. Stosy Bunzena nie są liczne, ale wielkie i mocne, co jest lepiej, jak uczy doświadczenie. Elektryczność wydobyta przechodzi na tył, gdzie zapomocą elektromagnesów dużego rozmiaru, działa na właściwy system drążków i kół zazębiających się, które nadają ruch śrubie. Jej średnica wynosi sześć metrów, a krok siedem metrów i pół; może więc robić do stu dwudziestu obrotów na sekundę.
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/123
Ta strona została przepisana.