rzam dosięgnąć głębin na tysiąc pięćset lub dwa tysiące metrów, i to zawsze w celu oszczędzenia przyrządów. To też kiedy mi przyjdzie chętka zwiedzenia głębin oceanu na dwie lub trzy mile pod jego poziomem, używam sposobów dłuższych, choć nie mniej skutecznych.
— Jakich, kapitanie? — zapytałem.
— Odpowiadając na to pytanie, muszę naturalnie przystąpić do objaśnień, jakim sposobem kieruje się Nautilusem.
— Oczekuję ich z niecierpliwością.
— Ażeby kierować statkiem na lewo, na prawo, słowem aby robić obroty po płaszczyźnie poziomej, używam zwykle go steru o szerokim grzebieniu, przytwierdzonego do tylnego zaokrąglenia statku, a poruszanego za pomocą koła, bloków i lin. Ale mogę również kierować Nautilusem z dołu do góry i z góry na dół po płaszczyźnie pionowej, za pomocą dwóch płaszczyzn nachylonych, przytwierdzonych zewnątrz w środku linii zagłębiania się — płaszczyzn ruchomych, mogących przyjmować wszelkie położenia, i poruszanych z wewnątrz za pomocą potężnych dźwigni. Jeśli te płaszczyzny ustawione są równolegle od statku, ten porusza się poziomo! Jeśli zaś są w położeniu pochylonem, Nautilus stosownie do tego pochylenia, i pod siłą popychającą śruby, zanurza się w kierunku przekątnej, długiej według mego upodobania, lub też podnosi się po tejże przekątnej. Jeśli chcę prędzej dostać się na powierzchnię wód, powściągam działanie śruby, a wtedy ciśnienie wody wypycha pion owo Nautilusa, niby balon wydęty wodorem i wznoszący się w obłoki.
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/130
Ta strona została przepisana.