dałem przytem ogromne zielniki, pełne najrzadszych roślin morskich, które choć zasuszone, zachowały jednak swe cudne barwy. Wśród tych szacownych okazów flory wodnej, znalazłem okółki pręgowate, tyczkowate z liściem jak u winnej latorośli, myrtowate ziarno-nośne, delikatne czeramie barwy szkarłatnej, bedłkę wachlarzowatą, acetabule podobne bardzo do wklęsłych grzybów, które przez długi czas zaliczono do zwierzokrzewów, i wreszcie cały szereg morskich porostów.
Upłynął dzień cały, a kapitan Nemo nie zaszczycił mnie swoją wizytą. Drzwi salonu nie uchyliły się. Nie chciano może psuć nam smaku do tych pięknych rzeczy.
Nautilus utrzymywał się w kierunku wschodnio-północno-wschodnim, przy dwunastomilowej szybkości, i zanurzeniu na pięćdziesiąt do sześćdziesięciu metrów.
Na drugi dzień 10-go listopada, toż sumo zaniedbanie, takaż samotność, Ned i Conseil pędzili większą część dnia ze mną. Dziwiła ich niewytłomaczona nieobecność kapitana. Czy ten szczególny człowiek był chory? Czy zmienić chciał względem nas swe zamiary?
Z tem wszystkiem, jak zauważył Conseil, używaliśmy zupełnej swobody i byliśmy dobrze żywieni. Gospodarz nasz dotrzymywał warunków swego układu. Nie mogliśmy się żalić: a zresztą sama niezwykłość naszego losu obiecywała tak sowite nagrody, żeśmy nie mieli jeszcze prawa go winić.
Tegoż dnia zacząłem dziennik mych przygód, co dało mi możność opowiedzenia ich z najściślejszą dokładnością, i… by nie pominąć, ciekawego szczegółu, pisałem go na papierze z włosia roślinnego.
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/153
Ta strona została przepisana.