Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/156

Ta strona została przepisana.

— Zatem wysiądzie na ląd, ten dziwak — zauważył Ned-Land.
— Zdaje mi się, że to dość jasno wyrażone — odpowiedziałem powtórnie odczytując list.
— A więc należy przyjąć — rzekł Kanadyjczyk. Raz stanąwszy na ziemi, zobaczymy co począć dalej. Zresztą nie gniewa mię to wcale, że sobie zjem parę kawałków świeżego mięsa.
Nie starając się pogodzić sprzeczności, zachodzącej pomiędzy objawionym przez kapitana Nemo wstrętem do wysp i lądów, a jego zaproszeniem na polowanie w lasach. poprzestałem na odpowiedzi:
— Zobaczmy przedewszystkiem, co to jest ta wyspa Crespo.
Wziąłem mapę obu półkul, i pod 32° 4 szerokości północnej a 167° 50' długości zachodniej, znalazłem wysepkę rozpoznaną, w r. 1801 przez kapitana Crespo, która na dawnych mapach hiszpańskich zwaną była Rocca de la Plata, to jest „Srebrna Skała”. Znajdowaliśmy się zatem blisko o tysiąc ośmset mil od miejsca naszego wyjazdu, a zmieniony nieco kierunek Nautilusa zmierzał ku południo-zachodowi.
Wskazałem mym towarzyszom tę drobną skalę, rzuconą na oceanie Spokojnym północnym.
— Jeżeli kapitan Nemo — rzekłem — wysiada niekiedy na ląd, to przynajmniej wybiera wyspy całkiem bezludne.
Ned-Land wzruszywszy tylko głową, nic mi nie odpowiedział; to samo zrobił i Conseil, poczem obaj odeszli. Po kolacyi podanej mi przez milczącego i niewzruszonego kredencerza, zasnąłem nie bez pewnego zajęcia się myślą o jutrze.