Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/162

Ta strona została przepisana.

— Zdaje mi się jednak, że w tem półświetle, i wśród płynu tak gęstego w stosunku do atmosfery, strzały nie mogą nieść daleko i rzadko bywają śmiertelne.
— Owszem panie, każdy strzał z tej broni jest śmiertelny, i byle zwierzę zostało jak najlżej dotknięte pociskiem, pada nieżywe.
— Dla czego?
— Bo moja broń nie nabija się zwykłemi kulami, ale drobnemi szklanemi kapsułkami, wynalezionemi przez austryackiego chemika Leniebrock’a, których znaczny posiadam zapas. Te szklane kapsułki, pokryte stalową blaszką, i obciążone kapką ołowiu — sąto prawdziwe butelki lejdejskie, naładowane elektrycznością pod bardzo wysokiem ciśnieniem. Za najmniejszem uderzeniem pękają, a najsilniejsze zwierzę upada martwe. Dodam jeszcze, że nie są większe jak czwarty numer śrutu, i że nabój zwykłej fuzyi mógłby zawierać ich dziesięć.
— Nie sprzeczam się — rzekłem wstając od stołu. — Pozostaje mi tylko wziąść strzelbę. Zresztą gdziebądź pan pójdziesz, i ja z tobą pójdę.
Kapitan poprowadził mnie na tył Nautilusa. Przechodząc koło kajuty Neda i Conseila, zawołałem mych towarzyszy, którzy się zaraz za nami udali.
Weszliśmy do celki leżącej na samym skraju statku obok izby machin, żeby się ubrać w spacerowe suknie.