Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/170

Ta strona została przepisana.

rym i czarnym tworzenie ogrodów i kląbów, w odleglejszych warstwach oceanu.
Wodorosty te są prawdziwym cudem stworzenia, jednym z dziwów flory ogólnej. Familija ta wydaje zarazem najdrobniejsze i najogromniejsze na kuli ziemskiej rośliny. Jak bowiem naliczono czterdzieści tysięcy owych niedostrzeżonych odziomków, na przestrzeni pięciu kwadratowych milimetrów, tak znowu widziano fukusy, których długość przechodziła pięćset metrów.
Upłynęło półtorej godziny od chwili opuszczenia Nautilusa. Było blizko południa. Poznałem to po pionowem padaniu promieni słonecznych, które przestały już łamać się. Czarodziejskie zjawisko barw niknęło powoli; szmaragdowe i szafirowe odcienia zatarły się na naszym widnokręgu. Szliśmy miarowym krokiem, rozlegającym się z dziwnym rozgłosem po gruncie. Najmniejszy szelest rozchodził się z szybkością, do której ucho nie przywykło na lądzie. W rzeczy samej, woda jest lepszym przewodnikiem głosu, niż powietrze — i ten przebiega w niej z poczwórną prędkością.
W tem miejscu grunt zniżył się znaczną pochyłością. Światło przybrało ton jednostajny. Doszliśmy głębokości stu metrów, znosząc wtedy ciśnienie dziesięciu atmosfer. Ale mój przybór nurkowy był tak wybornie urządzony, że nie doznawałem ztąd żadnej dolegliwości. Uczułem tylko pewne stężenie stawów w palcach, lecz i to rychło minęło. Znużenie zaś po dwugodzinnej przechadzce, w chomoncie do którego tak mało byłem przyzwyczajony, było żadne. Ruchy me, z pomocą wody, odbywały się z zadziwiającą łatwością.