Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/193

Ta strona została przepisana.

Co za scena! staliśmy oniemiali, z bijącem sercem, w obec tego rozbicia widomego w stanowczej chwili, jakby odfotografowanego w ostatniej minucie. Widziałem już ogromne rekiny zbliżające się z pałającemi oczami, do tej przynęty z ciała ludzkiego!
Tymczasem Nautilus zręcznie kierowany, opłynął zatopiony statek na którego tablicy od tylu przytwierdzonej, mogłem wyczytać napis:

Floryda Surderland.




XIX.

Vanicoro.


Straszliwy ten widok rozpoczynał szereg smutnych katastrof morskich, które Nautilus spotkać miał po swej drodze. Od czasu jak wypłynął na morza więcej uczęszczane, widzieliśmy nieraz gnijące w wodzie pudła okrętów, a głębiej nieco działa, kule, kotwice, łańcuchy, i tysiące innych przedmiotów z żelaza, które rdza gryzła niemiłosiernie.
Unoszeni tak wciąż przez Nautilusa, żyjąc na nim jak samotnicy — poznaliśmy 11-go grudnia archipelag Paumatu, dawną „niebezpieczną gromadę“ Bougainvillea, rozciągający się na przestrzeni pięciuset mil francuzkich od wschodu-południo-wschodu, ku zachodo-północo-zachodowi, pomiędzy 13° 30’ a 23° 50’ szerokości południowej, i 125° 30’ a 151° 30’ długości północnej, od wyspy Ducie do wyspy Lazarew. Archipelag ten