Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/204

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję, Conseilu. Poproszę cię tylko, żebyś rzecz o kolendzie odłożył na później, a tymczasem przyjął serdeczny uścisk ręki. Na teraz nie mam nic więcej.
— Pan nigdy jeszcze nie był tak hojnym, jak dzisiaj — rzekł poczciwy chłopiec, i odszedł.
Drugiego stycznia zrobiliśmy już jedenaście tysięcy trzysta czterdzieści mil, czyli pięć tysięcy dwieście pięćdziesiąt mil od punktu wejścia na morza Japońskie. Przed ostrogą Nautilusa roztaczały się niebezpieczne obszary morza Koralowego na północno-wschodnim brzegu Australii. Płynęliśmy w kilkomilowem oddaleniu, wzdłuż groźnej ławicy, o którą, 10-go czerwca 1770 r. o mało nie rozbiły się okręta kapitana Cooka. Statek na którym znajdował się sam Cook uderzył o skałę i nie zatonął jedynie tylko skutkiem szczęśliwej okoliczności, że kawal korala oderwany siłą uderzenia, pozostał w przedziurawionym pudle okrętu.
Byłbym chętnie zwiedził tę rafę, na trzysta sześćdziesiąt mil długą, o którą morze ustawicznie wtem miejscu wzburzone, uderza wciąż z ogromną siłą i łoskotem, podobnym do huku piorunów. Ale pochylone płaszczyzny Nautilusa pociągały nas w tej chwili w niezmierną głębinę, i nie mogłem dojrzeć owych wyniosłych ścian koralowych. Musiałem tedy poprzestać na kilku okazach ryb złowionych w nasze sieci. Zauważyłem między innemi gatunek skarpiów wielkości tuńczyka z błękitnawym bokiem, pręgowanym w ukośne pasy, które znikały wraz z życiem zwierzęcia. Ryby te towarzyszyły nam gromadnie, i dostarczyły na stół niezmiernie delikatnego mięsa. Ujęto też znaczną ilość leszczaków, długich na pół decymetra, mających smak