mięszane z sobą. Pod ich zieleniejącem sklepieniem i u stóp ich pni olbrzymich, szerzyły się rośliny z familii storczykowatych, strączkowych i paproci.
Nasz Kanadyjczyk nie zważał na to bogactwo flory Papuazyjskiej[1], przenosząc pożyteczne nad przyjemne. Spostrzegłszy drzewo kokosowe, strącił z niego kilka owoców i roztłukł je; mieliśmy więc mleko do picia i mięso owocu do jedzenia — tem większa przyjemność, że na pokładzie Nautilusa nic podobnego nie miewaliśmy.
— To rzecz wyborna — mówił Ned-Land.
— Przewyborna — odpowiedział Conseil, — Myślę — dodał Kanadyjczyk — że jegomość pan Nemu nie obraziłby się, gdybyśmy mu ładunek kokosowych owoców przynieśli.
— Obrazić się, nie obrazi — ale nie skosztuje, odpowiedziałem.
— Tem gorzej dla niego — rzekł Conseil.
— A tem lepiej dla nas — odparł Ned — będziemy mieli więcej dla siebie.
— Poczekajno, kochany Ned — rzekłem do oszczepnika zabierającego się już do odtrącaniu owoców z innego drzewa kokosowego; — dobry to jest owoc, ani słowa, ale zanim zawalimy nim czółno, zobaczmyż czy niema na tej wyspie czegoś innego jeszcze, równie pożytecznego. Jarzyny jakie świeże, bardzoby się przydały do naszej kuchni.
- ↑ Papuazya — dwie wielkie wyspy stanowiące Oceaniję, oddzieloną od Australii na południe cieśniną Torres. Kilka mniejszych jeszcze wysp liczy się także do Papuazyi.