żów; ptaki rajskie uciekały za zbliżeniem się naszem i doprawdy zwątpiłem już, żebym którego pochwycił — gdy nagle posłyszałem tryumfalny okrzyk Conseila. przylatującego do mnie z rajskim ptakiem w ręku.
— A toś zuch, mój chłopcze! — zawołałem.
— Pan są zbyt dobrzy.
— Bynajmniej, spisałeś się po mistrzowsku! Złapać takiego ptaka żywcem i tylko ręką, to sztuka nie lada.
— Niech mu się pan bliżej przypatrzą, a zobaczą że nie wielka to była sztuka złapać go. Toć on pijany.
— Co ty gadasz, pijany?
— A tak, pijany; upił się muszkatołową gałką, którą zbierał właśnie gdym go pochwycił. Patrz, mości Ned jakie to są skutki niewstrzemięźliwości.
— Do stu dyabłów — krzyknal Ned — niema co wyrzucać mi tej odrobiny wódki, którą wypiłem od dwóch miesięcy.
Przyglądałem się ptakowi. i przekonałem się że Conseil miał słuszność. Ptak zapadł w bezwładność od upajającego soku muszkatołowego; nie mógł podlecieć i ledwie posuwał się na nogach. Mało mnie to obchodziło — przecież wytrzeźwieje.
Był to egzemplarz najpiękniejszego z ośmiu gatunków znajdujących się w Papuazyi, i na wyspach sąsiednich, bardzo rzadki, zwany wielkim szmaragdem. Długi był na trzy decymetry; główkę miał małą stosunkowo, równie jak oczy umieszczone blizko nasady dzioba, Barwność jego godna jest podziwienia: dziób ma żółty, szare nogi skrzydła orze-
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/223
Ta strona została przepisana.