Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/226

Ta strona została przepisana.

Upieczone na węglach kotlety, wydawały rozkoszną woń rozlewającą się w powietrzu.
Gotów byłem iść za przykładem Kanadyjczyka i ekstazyować się nad pieczoną świeżą wieprzowiną! Można mi to wybaczyć, jak ja wybaczyłem Kanadyjczykowi i dla takich samych pobudek. Koniec końców, obiad mieliśmy doskonały — przecież go nie zepsuła para grzywaczów, ani ciasto sagowe, owoce: chlebowy, mangowy i kijka ananasów. Do picia mieliśmy sok przefermentowany z pewnego rodzaju orzechów kokosowych, który nas wesoło usposobił. Zdaje się nawet, że pojęcia moich towarzyszów straciły już coś ze zwykłej jasności.
— A co, żebyśmy też nie wrócili na noc do Nautilusa — mówił Conseil.
— To lepiej nigdy już tam nie wracać! — dodał Ned-Land.
W tej chwili upadł kamień przy nas, i przerwał rozwodzenie się oszczepnika.



XXII.

Piorun kapitana Nemo.


Spojrzeliśmy w stronę lasu, nie podnosząc się — jedna moja ręka wstrzymała swój ruch ku ustom. Ned nie zatrzymał swojej.
— Kamień nie może spaść z nieba — rzekł Conseil — chyba byłby aerolitem.