Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/242

Ta strona została przepisana.

samej grupy należącą, i której kobiety uchodzą za piękności bardzo cenione na targowiskach malajskich.
Z tych okolic zwróciliśmy się ku południo-zachodowi; przód okrętu kierował nas w stronę oceanu Indyjskiego. Gdzież nas prowadzi ten fantasta kapitan Nemo? Czy zawróci ku brzegom Azyi, czy się podsunie ku Europie? Jedno i drugie nie zdawało się prawdopodobne u człowieka, który uciekał od lądów zamieszkałych. To może spuści się na południe, okrąży przylądek Dobrej Nadziei, potem potem przylądek Horn, i rzuci się na może Południowe? Kto wie, może będzie wolał udać się na ocean Spokojny, po którym Nautilus żeglować może łatwo i niezależnie? Przyszłość miała nam to pokazać.
Minąwszy skały Cartier, Hibernii, Seringaotam, Scotta, ostatnie te dowody walki lądu z morzem, byliśmy d. 14-go stycznia zdala od wszelkiej ziemi. Nautilus zwolnił niezmiernie swoją szybkość, płynąc kapryśnie to głębią wód, to na ich powierzchni.
Kapitan Nemo czynił zajmujące spostrzeżenia podczas tej podróży, co do temperatury rozmaitej morza w różnych jego warstwach. W zwyczajnych warunkach żeglarskich potrzeba narzędzi dosyć skomplikowanych do takich badań, których wypadki są przytem wątpliwe – czy to będą sondy termometryczne, czy przyrządy zasadzające się na różnicy oporu metali, stawianego prądem elektrycznym. Wypadki temi przyrządami otrzymywane, nie dadzą się dokładnie sprawdzić. Inaczej było u kapitana Nemo; on sam zapuszczał się w głębie morza by badać ich temperaturę – a wprowadzając swój termometr w związek z różnymi pokładami płynnemi, otrzymywał bezpośrednio i nie-