elektryczności, zabarwienia, przejrzystości — a w każdej okoliczności kapitan Nemo rozwinął gienialność, której tylko uprzejmość jego dla mnie dorównywała. I znów przez kilka dni nie widziałem go wcale, żyłem jak samotnik na statku.
Dnia 16-go stycznia Nautilus zdawał się drzemać o kilka tylko metrów pod wodą. Przyrządy jego elektryczne stały nieczynne, śruba była nieruchoma — dawał się więc unosić prądom. Przypuszczałem że osada zajmuje się wewnętrznemi reparacyami, które mogły być niezbędne z powodu gwałtownej działalności mechanicznej, do jakiej machina zmuszona bywała.
Wówczas to ja i moi towarzysze widzieliśmy ciekawe zjawisko. Ściany salonu były odsłonięte. Latarnia na Nautilusie nie płonęła panował więc na statku pogrążonym w wodę, jakiś mrok nieokreślony. Niebo burzliwe i gęstemi pokryte chmurami, dopuszczało do pierwszych warstw wody światło bardzo niedostateczne. W tem świetle, najogromniejsze ryby wydawały się jak cienie ledwie nieco obrysowane — gdy nagle Nautilus wpłynął w mocną światłość. Zdawało mi się zrazu, że zapalono latarnię z której światło elektryczne rozlewało się na wodę; myliłem się, a szybka obserwacya wykazała mi moją pomyłkę.
Nautilus pływał wśród pokładów wody nafosforyzowanych, tem więcej błyszczących, że je otaczały pokłady ciemne. Fosforyzacya ta pochodziła od niezliczonych ciałek świetlnych, których blask wzmagał się przy tarciu o metalowy pancerz statku. Wówczas jakby błyskawice tryskały z tych błamów świetlnych niby strugi ołowiu roztopionego w piecu ognistym, albo masy metaliczne rozżarzone do białości. To różne
Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/245
Ta strona została przepisana.