Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/251

Ta strona została przepisana.

— Mój bracie — odrzekł Conseil — czy wolałbyś żeby wcale nic nie dali?
Ta uwaga położyła koniec wszelkim uwagom oszczepnika.
Zasiedliśmy do stołu i jedliśmy w milczeniu. Ja nie miałem apetytu, Conseil przymuszał się, jak mówił, żeby jeść przez prostą ostrożność; ale Ned-Land posuwał się jak najdalej i nie darował ani kawałkowi. Podjadłszy, każdy z nas usadowił się w swejem miejscu.
Wówczas zgasła świetlana kula od której nam było widno, i ciemność najzupełniejsza nas otoczyła. Ned-Land usnął niebawem i Conseil także zaczął chrapać, co mnie dosyć zdziwiło. Właśniem zaczął rozważać jakie mogą być powody, że ten czujny chłopiec za snął, gdym i sam poczułem jakąś ciężkość na mózgu. Chciałem mieć oczy otwarte, a zamykały mi si gwałtem. Jakieś przykre marzenia mnie napadły. Niezawodnie namięszano nam do śniadania czego usypiającego. Więc nie dosyć że nas zamknięto, żeśmy nie wiedzieli co się dzieje, ale jeszcze zamierzano nas uśpić.
Posłyszałem jak zamykano okiennice; ustało lekkie kołysanie się statku na falach. Czyżby Nautilus opuścił powierzchnię oceanu i zapuścił się w warstwę wód spokojnych?
Chciałem walczyć z napadającą mnie sennością, ale daremnie. Oddech mi osłabł, śmiertelne dreszcze zaczęły przebiegać po moich ociężałych i jakby ubezwładnionych członkach. Powieki jakby pokrywki z ołowiu zapadały mi na oczy. Senność chorobliwa zbudziła mi w mózgu jakieś widziadła; rozproszyły się one, ale dla tego tylko żem zapadł w zupełną nicość.